Khuramek
24-12-2008, 19:44
Hmm właśnie przeczytałem na intera.pl pewien artykuł którym chciał bym się z wami podzielić. o to jego treść[
Zacięci miłośnicy psów, a szczególnie ras uznanych za groźne, upierają się, że nie ma czegoś takiego jak podział na rasy mniej czy bardziej niebezpieczne. Czy jednak ich twierdzenie jest słuszne?
Każdy pies, oprócz przynależności do danej rasy, ma jeszcze swój indywidualny charakter. Zdarzają się też - podobnie, jak u ludzi - po prostu choroby psychiczne, powodujące, że przez nawet kilka lat zrównoważone i zdyscyplinowane zwierzę zaczyna być zagrożeniem nawet dla własnego pana. Wystarczy jakiś niewidoczny dla „ludzkiego oka" bodziec, który uruchamia „machinę" choroby. Jeśli ktoś nie dowierza, wystarczy krótka rozmowa z weterynarzem, niekoniecznie z bardzo długim stażem zawodowym.
Człowiek miał na przestrzeni wieków wpływ na powstanie wielu różnych ras - w zależności od własnego „zapotrzebowania"; powstały więc rasy do polowań, „kanapowe" - do towarzystwa i... rasy nie tyle nawet do obrony, co wręcz do walk. Te ostatnie muszą charakteryzować się właściwą budową ciała, siłą i oczywiście odpowiednim charakterem - swego rodzaju odwagą, agresją i „zamiłowaniem do walki". Cały proces wychowawczy kolejnych pokoleń owych psów miał dodatkowo wzmacniać te najbardziej pożądane cechy. Oczywiście co któryś przedstawiciel rasy nie spełniał wymogów - był „zbyt łagodny", co jednak nie znaczy, że prawdopodobieństwo ataku, nawet w z pozoru nie „sprzyjających" agresji warunkach nie istnieje lub jest mniejsze.
Odpowiedzialność za takiego psa powinna być przynajmniej dwa razy bardziej wyostrzona, niż przy innych rasach. Czasem wystarczy niewielka domieszka krwi, by „mieszaniec" przejął pewne „upodobania" i „sposób rozumienia świata" od swoich specjalnie wyhodowanych do walk przodków.
Dlaczego o tym piszę? Bo zbyt często zdarza się, że pies „groźnej rasy", w biały dzień, w środku miasta i przy świadkach atakuje drugiego psa lub człowieka. Właśnie usłyszałam od znajomej o takim przypadku. Kobieta w ciąży szła ze swoją 4-letnią córeczką i małym pieskiem (na smyczy!) na spacer w centrum jednego z większych miast. Nagle - nie wiadomo dokładnie skąd - pojawił się amstaff i dosłownie rozszarpał małego czworonoga. Sumując bezpośrednie niebezpieczeństwo dla małej dziewczynki i ciężarnej kobiety oraz szok i traumę, jaką przeżyły (plus jednak straszną i bezzasadną śmierć psiaka), mamy naprawdę przerażająca sytuację.
Zbyt często słyszymy o pogryzionych dzieciach, które w dodatku same nie prosiły się o agresję ze strony niedopilnowanego zwierzęcia. Zbyt często ludzie i inne zwierzęta są okaleczane i narażone nawet na groźbę utraty życia, tylko dlatego, że ktoś uważał, że ma świetnie ułożonego psa, który „nic nigdy i nikomu nie zrobi". Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - każdy pies może być groźny, ale te, które od pokoleń były przeznaczone do walk, obrony i raczej agresywnych zachowań, zawsze będą wymagały szczególnego traktowania i odpowiedzialności ze strony osoby, która decyduje się na takiego psa.
Ktoś chce się czuć bezpiecznie, więc kupuje tego konkretnego czworonoga; w porządku - tylko, że każdy ma do poczucia bezpieczeństwa prawo. Łatwo jest zapomnieć, że „ukochany pupil", nawet na co dzień łagodny i „cierpliwy do dzieci" miał w rodowodzie psy rozszarpujące inne na ringu. Groźne razy nie są mitem. Co gorsza, te najbardziej agresywne ostatnich czasów stworzył sam człowiek. Zmiana ich charakteru jako ras zajmie więcej czasu, niż wzbudzenie w nich agresji. I nawet łagodny przedstawiciel jednej z TYCH ras, który w domu jest dla wszystkich jak do rany przyłóż, akceptuje gości na „własnym terenie", nadal jest przedstawicielem rasy groźnej. Wyjątki tylko potwierdzają regułę i nie zwalniają z dodatkowej dozy odpowiedzialności właścicieli za ich „pupili"
Marjetka (zredagowany przez: zuzka)
* Jeżeli ktoś chociaż zaczął czytać to mam pytanie co wy o tym sądzicie?
Ja osobiście od dziecka marze o Dobermann"ie, i wiem o tych psach dużo ponieważ dużo na ich temat czytałem.
* Moim zdaniem to w 80% zależy od właściciela.Jeżeli będziemy go rozpieszczać traktować jak pupila i t d. To chyba po 2 latach nie zagryzie nas bo ma po prostu taki wybryk?
Rozważałem już kupno tego psa, i oczywiście 2-3 dziennie to minimum przebywania w ruchu takich psów.
Ale czy Amstaff ,Pit Bull czy to muszą być maszyny do zabijania?
Czy nie możemy mieć takiego psa bo po prostu nam się podoba?
* Prosze o odpowiedzi bo nie wiem teraz w 100% co o tym wszystkim myśleć.
Z góry dziękuje Khuramek
Zacięci miłośnicy psów, a szczególnie ras uznanych za groźne, upierają się, że nie ma czegoś takiego jak podział na rasy mniej czy bardziej niebezpieczne. Czy jednak ich twierdzenie jest słuszne?
Każdy pies, oprócz przynależności do danej rasy, ma jeszcze swój indywidualny charakter. Zdarzają się też - podobnie, jak u ludzi - po prostu choroby psychiczne, powodujące, że przez nawet kilka lat zrównoważone i zdyscyplinowane zwierzę zaczyna być zagrożeniem nawet dla własnego pana. Wystarczy jakiś niewidoczny dla „ludzkiego oka" bodziec, który uruchamia „machinę" choroby. Jeśli ktoś nie dowierza, wystarczy krótka rozmowa z weterynarzem, niekoniecznie z bardzo długim stażem zawodowym.
Człowiek miał na przestrzeni wieków wpływ na powstanie wielu różnych ras - w zależności od własnego „zapotrzebowania"; powstały więc rasy do polowań, „kanapowe" - do towarzystwa i... rasy nie tyle nawet do obrony, co wręcz do walk. Te ostatnie muszą charakteryzować się właściwą budową ciała, siłą i oczywiście odpowiednim charakterem - swego rodzaju odwagą, agresją i „zamiłowaniem do walki". Cały proces wychowawczy kolejnych pokoleń owych psów miał dodatkowo wzmacniać te najbardziej pożądane cechy. Oczywiście co któryś przedstawiciel rasy nie spełniał wymogów - był „zbyt łagodny", co jednak nie znaczy, że prawdopodobieństwo ataku, nawet w z pozoru nie „sprzyjających" agresji warunkach nie istnieje lub jest mniejsze.
Odpowiedzialność za takiego psa powinna być przynajmniej dwa razy bardziej wyostrzona, niż przy innych rasach. Czasem wystarczy niewielka domieszka krwi, by „mieszaniec" przejął pewne „upodobania" i „sposób rozumienia świata" od swoich specjalnie wyhodowanych do walk przodków.
Dlaczego o tym piszę? Bo zbyt często zdarza się, że pies „groźnej rasy", w biały dzień, w środku miasta i przy świadkach atakuje drugiego psa lub człowieka. Właśnie usłyszałam od znajomej o takim przypadku. Kobieta w ciąży szła ze swoją 4-letnią córeczką i małym pieskiem (na smyczy!) na spacer w centrum jednego z większych miast. Nagle - nie wiadomo dokładnie skąd - pojawił się amstaff i dosłownie rozszarpał małego czworonoga. Sumując bezpośrednie niebezpieczeństwo dla małej dziewczynki i ciężarnej kobiety oraz szok i traumę, jaką przeżyły (plus jednak straszną i bezzasadną śmierć psiaka), mamy naprawdę przerażająca sytuację.
Zbyt często słyszymy o pogryzionych dzieciach, które w dodatku same nie prosiły się o agresję ze strony niedopilnowanego zwierzęcia. Zbyt często ludzie i inne zwierzęta są okaleczane i narażone nawet na groźbę utraty życia, tylko dlatego, że ktoś uważał, że ma świetnie ułożonego psa, który „nic nigdy i nikomu nie zrobi". Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - każdy pies może być groźny, ale te, które od pokoleń były przeznaczone do walk, obrony i raczej agresywnych zachowań, zawsze będą wymagały szczególnego traktowania i odpowiedzialności ze strony osoby, która decyduje się na takiego psa.
Ktoś chce się czuć bezpiecznie, więc kupuje tego konkretnego czworonoga; w porządku - tylko, że każdy ma do poczucia bezpieczeństwa prawo. Łatwo jest zapomnieć, że „ukochany pupil", nawet na co dzień łagodny i „cierpliwy do dzieci" miał w rodowodzie psy rozszarpujące inne na ringu. Groźne razy nie są mitem. Co gorsza, te najbardziej agresywne ostatnich czasów stworzył sam człowiek. Zmiana ich charakteru jako ras zajmie więcej czasu, niż wzbudzenie w nich agresji. I nawet łagodny przedstawiciel jednej z TYCH ras, który w domu jest dla wszystkich jak do rany przyłóż, akceptuje gości na „własnym terenie", nadal jest przedstawicielem rasy groźnej. Wyjątki tylko potwierdzają regułę i nie zwalniają z dodatkowej dozy odpowiedzialności właścicieli za ich „pupili"
Marjetka (zredagowany przez: zuzka)
* Jeżeli ktoś chociaż zaczął czytać to mam pytanie co wy o tym sądzicie?
Ja osobiście od dziecka marze o Dobermann"ie, i wiem o tych psach dużo ponieważ dużo na ich temat czytałem.
* Moim zdaniem to w 80% zależy od właściciela.Jeżeli będziemy go rozpieszczać traktować jak pupila i t d. To chyba po 2 latach nie zagryzie nas bo ma po prostu taki wybryk?
Rozważałem już kupno tego psa, i oczywiście 2-3 dziennie to minimum przebywania w ruchu takich psów.
Ale czy Amstaff ,Pit Bull czy to muszą być maszyny do zabijania?
Czy nie możemy mieć takiego psa bo po prostu nam się podoba?
* Prosze o odpowiedzi bo nie wiem teraz w 100% co o tym wszystkim myśleć.
Z góry dziękuje Khuramek