Noobeq
20-04-2009, 18:56
Witam , jestem nowym użytkownikiem i chciałbym się przedstawić.
Więc tak , jestem noobem , mam na imię Michał , studiuje na politechnice krakowskiej (2 rok) . Uwielbiam pisać opowiadania i odrazu dam wam jedno do poczytania , mam nadzieje że sie spodoba. :)
Ranek...słodki ranek...
Wylegiwałem się na swym łożu po ciężkim dniu pracy , gdy nagle bardzo silne światło słoneczne rzuciło blask na mą twarz , oślepiło mnie lecz po chwili czułem delikatne , kojące ciepło...
Po jakiś 15 minutach mego rozmyślania nad tym jakże okrutnym światem do pokoju wbiegło kilku moich ludzi krzycząc:
-Królu! Orki nadciągają , ich oddział liczy niemal 1000 osobników , część naszych ludzi przygotowywuje już fort do obrony , orki będą tu najdalej za godzinę!
Dobrze więc , gdy nadejdą będziemy gotowi , szykuj zbrojnych z oddziału 4 oraz 5 , a teraz wyjdźcie jeśli łaska , chciałbym się przygotować-Odparłem.
Po wyjściu moich żołnierzy wstałem przecierając oczy i sięgnąłem po rycerskie odzienie leżące w rogu mego dosyć dużych rozmiarów pokoju.
Przyodziałem królewską zbroję , nogawicę , wziąłem dwa ostre jak brzytwa sztylety oraz mój jednoręczny miecz , który jest w tym królestwie już od kilku pokoleń.
Wyszedłem na rynek w pełnym rynsztunku , niosąc hełm w ręce .Zobaczyłem zbierające się oddziały , czekające na rokazy , gotowe przeżyć największe piekło żeby tylko obronić królestwo.
Wszyscy mieszkańcy pochowali się w swych skromnych domach oczekując zwycięstwa , ale jednocześnie bojąc się porażki. Dodałem mojej armii liczącej 800 zbrojnych otuchy wypowiadając
kilka zagrzewających do walki słów , i nakazałem wymarsz. Ludzie byli przestraszeni tak bardzo , że nie wszyscy pomachali nam z okien swych domostw na znak wsparcia.
Wyszliśmy przed zamek , na horyzoncie było widać bestie , bardzo silne lecz głupsze od psa.Po kilku minutach wypowiedziałem słowa:
-NA NICH!!!
Bitwa się zaczęła .Stal naszych mieczy zdeżała się z wielkimi toporami orków. Od początku szale zwycięstwa przechylały się na naszą stronę , lecz w pewnym momencie ,
gdy zielonych bestii nie ostało się więcej niż 100 przy naszym ciągle dużym oddziale , dwa rozszalałe orki podbiegły do mnie patrząc wzrokiem którego nigdy wcześniej nie widziałem ,
rzuciły się z wściekłością na mnie , jednego z łatwością ugodziłem mieczem w serce lecz drugi z zaskoczenia rąbnął mnie bardzo mocno toporem w ramię .
Osunąłem się na ziemię i w głowie szumiało mi jedno słowo "śmierć" .Myślałem , że nadchodziła nieubłagalnie lecz mój człowiek nie zawiódł , i gdy potężny ork miał już wymierzyć
mi ostateczny cios , mój bliski przyjaciel Isillian uciął mu łeb niczym kat swej ofierze. Potwór padł obok mnie. Bitwa zakończyła się zwycięstwem , lecz moi kamraci myśleli tylko ,
żeby donieść mnie na czas spowrotem do zamku , do lekarza. Na miejscu zapytałem stojącego obok mnie i patrzącego na opatrywanie mnie przez lekarzy Isilliana :
-Ilu ludzi straciliśmy?
-Nie wielu , nie mart się o to teraz Melchiorze, najważniejsze , że jesteś z nami , swoją drogą .. niezłego stracha nam napędziłeś przyjacielu.
-Wyjdę z tego? - zapytałem lekarzy.
-Oczywiście panie , rana jest dosyć głęboka lecz na pewno nie śmiertelna , jednakże będzie się król musiał oszczędzać.
Po długich tygodniach rana prawie całkowicie się zagoiła , bólu już nie odczuwałem.
Każdy następny dzień był taki sam , skoro świt wyruszaliśmy grupą na polowanie , potem posilaliśmy się , trenowaliśmy. Po tych przyjemnościach czekało mnie dużo pracy
przy moim skromnym królestwie .Bliskiej rodziny nie miałem , tylko brata Rohana, który w zaszczycał swym przybyciem do mego królestwa kilka razy do roku.
Przez wszystkie te spokojne dnie myślałem wiele o tym , dlaczego orki były tak głupie żeby nas zaatakować tak małym jak na ich liczebność oddziałem.
Może wybrali nowego wodza , który jest poprostu głupcem? , a może to jakiś głęboko przemyślany spisek...
Czułem , że zbliżają się kłopoty , dlatego któregoś dnia z samego rana udałem się na Smocze Wzgórze do jaskini czarownicy , aby poradzić się jej co robić.
Wziąłem kilku najlepszych ludzi , podróż trwała kilka godzin , gdyż wzgórze jest nieco oddalone od naszej niżej położonej fortecy.
Nareszcie , dotarliśmy , lecz me zadowolenie nie trwało długo, czarownica Ariela leżała nieruchomo na podłodze z wbitym prosto w serce sztyletem.
Moi ludzie aż odskoczyli ze strachu..:
-Co tutaj się stało królu?!
-Nie wiem przyjacielu , ale rozpoznaje ten sztylet , taki sam widziałem mając okazje spotkania z demonem Ghazbaranem.
-Więc to wszystko sprawka demonów , orki prawdopodobnie się z nimi sprzymierzyły , to oznacza wielkie kłopoty...
-Panie! Przecież trójca Demonów została wygnana z naszego świata wiele lat temu.
-Cóż… Widocznie znalazły sposób na odrodzenie się , szkoda czasu , wracamy do zamku.
-***********-
Znowu ta potworna siejąca postrach i cierpienie trójka … I do tego jeszcze orki… Przez całą drogę powrotną milczałem , myślałem tylko o tym , że to będą bardzo ciężkie czasy dla naszej społeczności , i że będę musiał przedyskutować sprawę na naradzie z moimi doradcami.
Po krótkim odpoczynku zwołałem naradę składającą się z siedmiu najinteligentniejszych ludzi w naszej fortecy. Dyskutowaliśmy od czasu do czasu popijając winem. Trwało to kilka godzin , ustaliliśmy , że każdy mieszkaniec musi się o tym co nadchodzi dowiedzieć. Oczywiste również było , że zostaną wezwane posiłki ze wschodniego zamku Al’kain. Z Sali obrad wszyscy wyszli zadziwieni oraz przestraszeni tą sytuacją , gdyż powrót Demonów , i coraz większy brak czarodziei przesądzał nasz nieunikniony los. Lecz pozostała… nadzieja…
Najgorsze było to , że nie wiemy skąd nadejdzie atak , dlatego każda forteca będzie przygotowane w Miarę możliwości , lecz prawdopodobnie atak nastąpi na terenie mego królestwa . gdyż mam pewne porachunki z najpotężniejszym z Demonów : Ghazbaranem.
DOSYĆ myślenia! Poszedłem do swej skromnej izby (Gdyż nie przywiązywałem uwagi do luksusów) i padnięty położyłem się spać.
Nastał ranek , ku mojemu zdziwieniu mój nastrój nie był najgorszy , pogodziłem się z faktem prawdopodobnie nadciągającej klęski , lecz ciągle wierzyłem , że Bóg nas nie opuści…
W trakcie mego porannego treningu do koszar wpadł zdyszany zwiadowca:
-Panie , przynoszę złe wieści , na wioskę oddaloną stąd kilka mil napadły orki , i zmiotły wszystko z powierzchni ziemi , nie oszczędzając nikogo ani niczego.
-A więc.. Zaczęło się…. Szykować ludzi do bitwy- powiedziałem do jednego z ćwiczących ze mną kapitanów.
-Lecz niestety to nie wszystko! - po chwili rzucił zwiadowca drżącym głosem.
-Z oddalonego niewiele od wioski wzgórza spoglądałem na bitwę , i dostrzegłem tam istotę potężnie zbudowaną , z wielkim kolczastym berłem w dłoni , bydle miało kilkadziesiąt stóp wysokości.
-Ghazbaran nie traci czasu… Widziałeś tam inne demony?
-Nie , był tylko ten jeden , co teraz z nami będzie panie?
-Nie wiem mój drogi , ale cokolwiek się stanie nie poddamy się…
Wieści rozeszły się szybko , jak również i ta , że posiłki ze wschodu rozstały okrutnie wyrżnięte przez ogromny oddział orków z jak się wyraził dostawca tych wiadomości „czymś” na czele.
Lecz mijały dni , a wieści o żadnych atakach nie dotarły , tym bardziej nie zauważono żadnego orka w pobliżu naszej fortecy , ale czułem , że to się niedługo zmieni.
-***********-
Ludzie snuli się po ulicach miasta niczym duchy wypuszczone na wolność…
To oczekiwanie dobijało wszystkich , mnie również…
Kilka tygodni po ostatnim ataku coś zaczęło się dziać rankiem koło godziny 5…
Potężne ryki dochodzące zza wzgórza wskazywały na ogromną liczbę czyhających za nim istot…
-Kobiety i dzieci chowajcie się w piwnicach , wszyscy zdolni do walki mężczyźni niech idą do koszar po uzbrojenie , czas zakończyć wojnę moi bracia.
-Nie mamy żadnych szans! Poddajmy się – rzucił jakiś głupiec.
-Powiedz mi , czy lepiej dać się zabić bez walki ? – odparłem
-Oczywiście że nie królu! Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi – rzekł Isillian.
-Więc do boju! – krzyknąłem i wyprowadziłem armię przed zamek…
Pół godziny oczekiwania… Aż nagle zza wzgórza zaczęły wybiegać hordy orków i On , najokrutniejszy i najsilniejszy z wszelkich istot na tej ziemi…
Liczebność nasza była śmiesznie mała w stosunku do orków , lecz moi ludzie nie są tchórzami i jak powiedzieli tak zrobią … Rozpoczęła się walka.
Chociaż orki były cięte bez litości , ich liczba znacznie się nie zmieniała , nasza owszem…
Wiedziałem , że to już koniec , popatrzyłem na Ghazbarana wycinającego mych ludzi jednego po drugim , nie mogłem na to patrzeć … Pobiegłem w jego kierunku zabijając po drodze około 20 bestii.
-Więc znów się spotykamy nieszczęsny człowieku! Nie powstrzymasz mnie tym razem!! – Warknął Demon.
-To się jeszcze okażę! – krzyknąłem , i rzuciłem się na bestię.
Nasza walka rozgrywała się bardzo długo , gdyż w końcu berło Demona ugodziło mnie w lewą rękę..
Osunąłem się na ziemie , jednak miecz trzymałem nadal , i byłem gotów wymierzyć cios…
-GIŃ! –Usłyszałem
Odskoczyłem na bok i berło Ghazbarana wbiło się w ziemie , wtedy ja nie marnując tej chwili wymierzyłem mu dwa ciosy w klatkę piersiową , lecz to go nie powaliło , odepchnął mnie i ponownie zamachnął.
-Teraz już się nie wywiniesz tchórzu!
-Ty również! – krzyknął Isillian i dwójka moich ludzi.
Cięli Demona bez opamiętania… W końcu zabili go…
Lecz to nic nie zmieniło , przegraliśmy… Orków było zbyt wiele , walczyłem z kilkoma pozostałymi ludźmi przeciwko hordzie bestii… Umarłem jako ostatni , zabity mieczem…. Ork cios wymierzył mi prostu w serce… Jednakże spełniłem swe zadanie , i poszedłem do lepszego świata szczęśliwy…
Orki opanowały naszą fortecę … Lecz po kilku dniach armia ludzi rozgromiła ich , i pochowała nas , walczących za dobro tego świata… Zostaniemy zapamiętani do końca świata….
KONIEC
Więc tak , jestem noobem , mam na imię Michał , studiuje na politechnice krakowskiej (2 rok) . Uwielbiam pisać opowiadania i odrazu dam wam jedno do poczytania , mam nadzieje że sie spodoba. :)
Ranek...słodki ranek...
Wylegiwałem się na swym łożu po ciężkim dniu pracy , gdy nagle bardzo silne światło słoneczne rzuciło blask na mą twarz , oślepiło mnie lecz po chwili czułem delikatne , kojące ciepło...
Po jakiś 15 minutach mego rozmyślania nad tym jakże okrutnym światem do pokoju wbiegło kilku moich ludzi krzycząc:
-Królu! Orki nadciągają , ich oddział liczy niemal 1000 osobników , część naszych ludzi przygotowywuje już fort do obrony , orki będą tu najdalej za godzinę!
Dobrze więc , gdy nadejdą będziemy gotowi , szykuj zbrojnych z oddziału 4 oraz 5 , a teraz wyjdźcie jeśli łaska , chciałbym się przygotować-Odparłem.
Po wyjściu moich żołnierzy wstałem przecierając oczy i sięgnąłem po rycerskie odzienie leżące w rogu mego dosyć dużych rozmiarów pokoju.
Przyodziałem królewską zbroję , nogawicę , wziąłem dwa ostre jak brzytwa sztylety oraz mój jednoręczny miecz , który jest w tym królestwie już od kilku pokoleń.
Wyszedłem na rynek w pełnym rynsztunku , niosąc hełm w ręce .Zobaczyłem zbierające się oddziały , czekające na rokazy , gotowe przeżyć największe piekło żeby tylko obronić królestwo.
Wszyscy mieszkańcy pochowali się w swych skromnych domach oczekując zwycięstwa , ale jednocześnie bojąc się porażki. Dodałem mojej armii liczącej 800 zbrojnych otuchy wypowiadając
kilka zagrzewających do walki słów , i nakazałem wymarsz. Ludzie byli przestraszeni tak bardzo , że nie wszyscy pomachali nam z okien swych domostw na znak wsparcia.
Wyszliśmy przed zamek , na horyzoncie było widać bestie , bardzo silne lecz głupsze od psa.Po kilku minutach wypowiedziałem słowa:
-NA NICH!!!
Bitwa się zaczęła .Stal naszych mieczy zdeżała się z wielkimi toporami orków. Od początku szale zwycięstwa przechylały się na naszą stronę , lecz w pewnym momencie ,
gdy zielonych bestii nie ostało się więcej niż 100 przy naszym ciągle dużym oddziale , dwa rozszalałe orki podbiegły do mnie patrząc wzrokiem którego nigdy wcześniej nie widziałem ,
rzuciły się z wściekłością na mnie , jednego z łatwością ugodziłem mieczem w serce lecz drugi z zaskoczenia rąbnął mnie bardzo mocno toporem w ramię .
Osunąłem się na ziemię i w głowie szumiało mi jedno słowo "śmierć" .Myślałem , że nadchodziła nieubłagalnie lecz mój człowiek nie zawiódł , i gdy potężny ork miał już wymierzyć
mi ostateczny cios , mój bliski przyjaciel Isillian uciął mu łeb niczym kat swej ofierze. Potwór padł obok mnie. Bitwa zakończyła się zwycięstwem , lecz moi kamraci myśleli tylko ,
żeby donieść mnie na czas spowrotem do zamku , do lekarza. Na miejscu zapytałem stojącego obok mnie i patrzącego na opatrywanie mnie przez lekarzy Isilliana :
-Ilu ludzi straciliśmy?
-Nie wielu , nie mart się o to teraz Melchiorze, najważniejsze , że jesteś z nami , swoją drogą .. niezłego stracha nam napędziłeś przyjacielu.
-Wyjdę z tego? - zapytałem lekarzy.
-Oczywiście panie , rana jest dosyć głęboka lecz na pewno nie śmiertelna , jednakże będzie się król musiał oszczędzać.
Po długich tygodniach rana prawie całkowicie się zagoiła , bólu już nie odczuwałem.
Każdy następny dzień był taki sam , skoro świt wyruszaliśmy grupą na polowanie , potem posilaliśmy się , trenowaliśmy. Po tych przyjemnościach czekało mnie dużo pracy
przy moim skromnym królestwie .Bliskiej rodziny nie miałem , tylko brata Rohana, który w zaszczycał swym przybyciem do mego królestwa kilka razy do roku.
Przez wszystkie te spokojne dnie myślałem wiele o tym , dlaczego orki były tak głupie żeby nas zaatakować tak małym jak na ich liczebność oddziałem.
Może wybrali nowego wodza , który jest poprostu głupcem? , a może to jakiś głęboko przemyślany spisek...
Czułem , że zbliżają się kłopoty , dlatego któregoś dnia z samego rana udałem się na Smocze Wzgórze do jaskini czarownicy , aby poradzić się jej co robić.
Wziąłem kilku najlepszych ludzi , podróż trwała kilka godzin , gdyż wzgórze jest nieco oddalone od naszej niżej położonej fortecy.
Nareszcie , dotarliśmy , lecz me zadowolenie nie trwało długo, czarownica Ariela leżała nieruchomo na podłodze z wbitym prosto w serce sztyletem.
Moi ludzie aż odskoczyli ze strachu..:
-Co tutaj się stało królu?!
-Nie wiem przyjacielu , ale rozpoznaje ten sztylet , taki sam widziałem mając okazje spotkania z demonem Ghazbaranem.
-Więc to wszystko sprawka demonów , orki prawdopodobnie się z nimi sprzymierzyły , to oznacza wielkie kłopoty...
-Panie! Przecież trójca Demonów została wygnana z naszego świata wiele lat temu.
-Cóż… Widocznie znalazły sposób na odrodzenie się , szkoda czasu , wracamy do zamku.
-***********-
Znowu ta potworna siejąca postrach i cierpienie trójka … I do tego jeszcze orki… Przez całą drogę powrotną milczałem , myślałem tylko o tym , że to będą bardzo ciężkie czasy dla naszej społeczności , i że będę musiał przedyskutować sprawę na naradzie z moimi doradcami.
Po krótkim odpoczynku zwołałem naradę składającą się z siedmiu najinteligentniejszych ludzi w naszej fortecy. Dyskutowaliśmy od czasu do czasu popijając winem. Trwało to kilka godzin , ustaliliśmy , że każdy mieszkaniec musi się o tym co nadchodzi dowiedzieć. Oczywiste również było , że zostaną wezwane posiłki ze wschodniego zamku Al’kain. Z Sali obrad wszyscy wyszli zadziwieni oraz przestraszeni tą sytuacją , gdyż powrót Demonów , i coraz większy brak czarodziei przesądzał nasz nieunikniony los. Lecz pozostała… nadzieja…
Najgorsze było to , że nie wiemy skąd nadejdzie atak , dlatego każda forteca będzie przygotowane w Miarę możliwości , lecz prawdopodobnie atak nastąpi na terenie mego królestwa . gdyż mam pewne porachunki z najpotężniejszym z Demonów : Ghazbaranem.
DOSYĆ myślenia! Poszedłem do swej skromnej izby (Gdyż nie przywiązywałem uwagi do luksusów) i padnięty położyłem się spać.
Nastał ranek , ku mojemu zdziwieniu mój nastrój nie był najgorszy , pogodziłem się z faktem prawdopodobnie nadciągającej klęski , lecz ciągle wierzyłem , że Bóg nas nie opuści…
W trakcie mego porannego treningu do koszar wpadł zdyszany zwiadowca:
-Panie , przynoszę złe wieści , na wioskę oddaloną stąd kilka mil napadły orki , i zmiotły wszystko z powierzchni ziemi , nie oszczędzając nikogo ani niczego.
-A więc.. Zaczęło się…. Szykować ludzi do bitwy- powiedziałem do jednego z ćwiczących ze mną kapitanów.
-Lecz niestety to nie wszystko! - po chwili rzucił zwiadowca drżącym głosem.
-Z oddalonego niewiele od wioski wzgórza spoglądałem na bitwę , i dostrzegłem tam istotę potężnie zbudowaną , z wielkim kolczastym berłem w dłoni , bydle miało kilkadziesiąt stóp wysokości.
-Ghazbaran nie traci czasu… Widziałeś tam inne demony?
-Nie , był tylko ten jeden , co teraz z nami będzie panie?
-Nie wiem mój drogi , ale cokolwiek się stanie nie poddamy się…
Wieści rozeszły się szybko , jak również i ta , że posiłki ze wschodu rozstały okrutnie wyrżnięte przez ogromny oddział orków z jak się wyraził dostawca tych wiadomości „czymś” na czele.
Lecz mijały dni , a wieści o żadnych atakach nie dotarły , tym bardziej nie zauważono żadnego orka w pobliżu naszej fortecy , ale czułem , że to się niedługo zmieni.
-***********-
Ludzie snuli się po ulicach miasta niczym duchy wypuszczone na wolność…
To oczekiwanie dobijało wszystkich , mnie również…
Kilka tygodni po ostatnim ataku coś zaczęło się dziać rankiem koło godziny 5…
Potężne ryki dochodzące zza wzgórza wskazywały na ogromną liczbę czyhających za nim istot…
-Kobiety i dzieci chowajcie się w piwnicach , wszyscy zdolni do walki mężczyźni niech idą do koszar po uzbrojenie , czas zakończyć wojnę moi bracia.
-Nie mamy żadnych szans! Poddajmy się – rzucił jakiś głupiec.
-Powiedz mi , czy lepiej dać się zabić bez walki ? – odparłem
-Oczywiście że nie królu! Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi – rzekł Isillian.
-Więc do boju! – krzyknąłem i wyprowadziłem armię przed zamek…
Pół godziny oczekiwania… Aż nagle zza wzgórza zaczęły wybiegać hordy orków i On , najokrutniejszy i najsilniejszy z wszelkich istot na tej ziemi…
Liczebność nasza była śmiesznie mała w stosunku do orków , lecz moi ludzie nie są tchórzami i jak powiedzieli tak zrobią … Rozpoczęła się walka.
Chociaż orki były cięte bez litości , ich liczba znacznie się nie zmieniała , nasza owszem…
Wiedziałem , że to już koniec , popatrzyłem na Ghazbarana wycinającego mych ludzi jednego po drugim , nie mogłem na to patrzeć … Pobiegłem w jego kierunku zabijając po drodze około 20 bestii.
-Więc znów się spotykamy nieszczęsny człowieku! Nie powstrzymasz mnie tym razem!! – Warknął Demon.
-To się jeszcze okażę! – krzyknąłem , i rzuciłem się na bestię.
Nasza walka rozgrywała się bardzo długo , gdyż w końcu berło Demona ugodziło mnie w lewą rękę..
Osunąłem się na ziemie , jednak miecz trzymałem nadal , i byłem gotów wymierzyć cios…
-GIŃ! –Usłyszałem
Odskoczyłem na bok i berło Ghazbarana wbiło się w ziemie , wtedy ja nie marnując tej chwili wymierzyłem mu dwa ciosy w klatkę piersiową , lecz to go nie powaliło , odepchnął mnie i ponownie zamachnął.
-Teraz już się nie wywiniesz tchórzu!
-Ty również! – krzyknął Isillian i dwójka moich ludzi.
Cięli Demona bez opamiętania… W końcu zabili go…
Lecz to nic nie zmieniło , przegraliśmy… Orków było zbyt wiele , walczyłem z kilkoma pozostałymi ludźmi przeciwko hordzie bestii… Umarłem jako ostatni , zabity mieczem…. Ork cios wymierzył mi prostu w serce… Jednakże spełniłem swe zadanie , i poszedłem do lepszego świata szczęśliwy…
Orki opanowały naszą fortecę … Lecz po kilku dniach armia ludzi rozgromiła ich , i pochowała nas , walczących za dobro tego świata… Zostaniemy zapamiętani do końca świata….
KONIEC